troche wysmiewajac ale z duzym zrozumieniem...
Komentarze: 4
Dzisiaj targana początkiem roku i składająca sobie kolejne obietnice wyrywajace mnie od zycia a przykuwajace do swiata pracy i nauki, postanowilam ze się troche nad soba pouzalam. W koncu baba jestem to mogę od czasu do czasu pomarudzic. Dzisiaj mój znajomy opowiadal mi o swojej wielkiej miłości i namiętności. Owa miloscio – namiętność mieszka pol Polski od niego, gadaja ze soba od niecałego miesiąca na necie, kilka razy zamienili pare slow przez telefon i wlasnie on stwierdzil ze to jest najcudowniejsza i ble ble ble…. To nic ze się jeszcze nie widzieli…Niestety nie przemawiaja do niego żadne racjonalne argumenty na jakie było mnie stac, po prostu nikt nie ma racji bo oni są sobie przeznaczeni i tyle. Kolezanka w której tak ten mój owy znajomy się zadurzyl jest jednak chyba troche innego zdania ponieważ jak się okazalo od 10 lat jest z kims i mimo ze go nie kocha to jednak najprawdopodobniej wyjdzie za niego bo nie chce mu robic przykrości ani mamie która go lubi…. No coz, może ja jestem zle wychowana ale bez miłości nie spieszylo by mi się tak znowu do slubu. Ale dzieki tej rozmowie otworzyly mi się oczka na pewne sprawy… dokladnie a może mniej dokladnie ok. 3 lat temu, no może 2,5 jakos tak, ja bylam dokladnie taka sama. Siedziałam namiętnie po kilka godzin na necie i każdy facet z którym gadałam wydawal mi się coraz lepszym kandydatem do ulokowania uczuc. Teraz nawet nei wiem ile takich wirtualnych miłostek przezylam. I wiem jakie to jest strasznie beznadziejne i wogole…. Ale jak mnie mowili znajomi dokladnie to co ja dzisiaj mówiłam do mojego kumpla to oczywiście ja miałam racje i nie dalam się nikomu przekonac o tym ze jej nie mam. I tak mijal sobie czas powoli ja poznawalam coraz to wiecej ludzi, coraz wiecej siedziałam na necie i tak do zajebania. Przezywalam rozterki i uniesienia, ogolnie nawet nie wiem kiedy okazalo się ze wszystkie te znajomości sa dokladnie takie same. Najpierw zaczyna się od strasznie wysokich emocji a potem gdy one opadaja to człowiek natychmiast znajduje sobie inna osobe gdzie emocje SA jeszcze wyższe i tak w kolko. Wszystko nagle staje się oblendem i nawet nei wiadomo kiedy nagle człowiek budzi się ze świadomością ze w tym roku to już chyba był z 15 razy zakochany. Najgorsze jest to ze w człowieku jest takie wielkie przekonanie ze to sa prawdziwe uczucia, nieważne ze się kogos nie widzialo, nie dotylako nie patrzylop mu w oczy…. Wszystko racjonalizuje siue tym, ze teraz tak wszyscy robia albo ze przeciez net jest taki wielki i wlasnie my wpadliśmy na siebie i to jest niesamowite. A tu tymczasem po moich obserwacjach obserwacjach autoobserwacjach, tak naprawde każdy czatownik jest dokladnie taki sam. Wszycy szukaja uczucia w takim dziwnym miejscu jakim jest net. A mnie się wydaje ze to jakby ostatnie miejsce gdzie to uczucie można znalesc. Owszem, nei zaprzecze ze poznalam kilku wspaniałych ludzi ta droga, ale te znajomoscie kiedy przeniosły się na real zrobily się zupełnie inne. Nie można tez zaprzeczyc ze takie siedzenie na necie duzo uczy, niektórzy tak jak ja rezygnuja po pewnym czasie i staraja się nawracac innych :o) ale niestety znam tez takich co siedza od kilku lat bez opamiętania i wcale nie widza tego jako jakies zagrozenie dla siebie…. Najśmieszniejsze jest to ze ja – absolutnie i na pewno uzalezniona od netu nawoluje do porzucania czatow :o). Sama nie mogę w to uwierzyc jak bardzo się zmienilam pod tym względem. Ale moim sukcesem jest to ze w zasadzie od maja nie bylam na moim kochanym czacie, ze nie przesiaduje na zadnym innym i ze normalnie a nie z wielka euforia wdaje się w nowe znajomości na necie. Nie spotykam się tez tlumnie. Ostatnio netowa osobe w realu poznalam pod koniec sierpnia albo z początkiem wrzesnia jakos tak i nikogo od tej pory nie poznawalam i jakos niekoniecznie mam zamiar. To chyba najlepsza osoba na miejsce konca ze znajomościami z netu. Jest przeinteligentny i wspaniale mi się z nim spedza czas i na necie i w realu. Najlepiej by było żeby na tym poprzestac i żeby mi pozostalo dobre wrazenie i uśmiech na buzi, żeby nie było już nowych znajomości. Nawet mnie do nich nie ciagnie ale nie będę się zarzekala. W koncu jest dobrze. Nieprzezywam tak bardzo czegos czego tak naprawde nei ma, martwie się tylko tym co dotykałam i głaskałam naprawde i czuje się z tym duzo szczesliwsza. No to by było przemyśleń na zeszly rok i net, w tym roku będę rozmyślała nad tym dlaczego pisze bloga i jakie skrzywienie we mnie to zaspokaja :o)) ale o tym dopiero w grudniu :o))
Dodaj komentarz