urodziny
Komentarze: 3
Zawsze jest tak samo. Planuje miesiacami ten dzien a potem jest tak samo smutno i ponuro i jak co roku tradycyjnie mam dola. Robie takie podsumowanie w glowie..... i nic sie nie zminilo, oprocz zlamanego serduszka, ktore nie chce sie posklejac od kilku miesiecy i troche wiekszej ilosci ksiazek na polce. Nawet nie wiem czy jestem chociaz troche mocniejsza i czy ten rok mnie czegokolwiek nauczyl...... Moze tylko tego zeby mniej ufac. Tylko ze ja nie umiem mniej ufac. Szkoda. Najbardziej pamietam moje 18 urodziny.... caly dzien mialam tak spieprzony ze jus poprostu jedyne co chcialam zrobic to zamknac sie gdzies zeby mnie nikt nie ruszal, dotykal i zeby do mnie nie mowil. Ale moj owczesny...... hmmm.... nazwijmy to umownie chlopak, dal mi w prezencie siebie. Hihihii..... i butelke wina prostego. A ze jak to mlodzi .... mielismy odwieczy problem "gdzie", to wino i prezent skosumowalam w takich slicznych krzaczkach na Pistowskiej.... oj, ale czlowiek byl mlody i glupi... mial fantazje, ale w zasadzie to chyba jedyne urodziny ktore tak milo wspominam :o). Imprezy coprawda to ja potrafilam robic.... na 18-nastce bawilo 120 osob.... potem co roku jakies 80.... i zawsze bylo pod jakim haslem. Albo impreza w pidzamkach albo w kostiumach kompielowych - impreza tropikalna..... oj czlowiek to sie bawil jeszcze kilka latek temu. A teraz wszystko jakos inaczej..... nie ma juz tortu 1,5x2 metry, nie ma litrow rozcienczanego spirytusu i tlumow chcacych zaproszenia na impreze........ jest zupelnie inaczej... tak spokojnie.... musze przemyslec czy to lepiej czy gorzej....
Dodaj komentarz