Archiwum marzec 2003


mar 31 2003 luty w marcu, marzec z lutym czy jakos tak...
Komentarze: 2

Poniewaz ja jestem debil komputerowy a Admin mimo moich usilinych blagan nie odpisuje na meile... uczyniam najprostrza rzecz jaka mi przyvhodzi do glowy i zamiast grzebac w archiwach to wstawiam tu moje notki z lutego i z kawalka marca. Tak zeby chronologia byla zachowana a Gajowate moglo pisac dalej.  I tym oto sposobem zaginely jedynie trzy notki ktorch nie zapisalam w marcu :o))

 

 

Co jakis czas z niewiadomych mi przyczyn wpadam na desiderate i zawsze jak ja czytam to tak mocno przezywam... niech sobie tu zamieszka ten tekst...

 

Przechodź spokojnie przez hałas i pośpiech
I pamiętaj jaki spokój można znaleźć w ciszy

O ile to możliwe bez wyrzekania się siebie bądź na dobrej stopie ze wszystkimi

Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie i wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoją opowieść

Unikaj głośnych i napastliwych, są udręką ducha

Porównując się z innymi możesz stać się próżny i zgorzkniały, bowiem zawsze znajdziesz lepszych i gorszych od siebie

Niech twoje osiągnięcia zarówno jak plany będą dla ciebie źródłem radości

Wykonuj swą pracę z sercem, jakakolwiek byłaby skromna, ją jedynie posiadasz w zmiennych kolejach losu. Bądź ostrożny w interesach, na świecie bowiem pełno oszustwa. Niech ci to jednak nie zasłoni prawdziwej cnoty - wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie jest pełne heroizmu.

Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa.

Przyjmij spokojnie co ci lata doradzają z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości.

Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.

Obok zdrowej dyscypliny bądź dla siebie łagodny.

Jesteś dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy masz prawo być tutaj. I czy to jest dla ciebie jasne czy nie wszechświat bez wątpienia jest na dobrej drodze.

Tak więc żyj w zgodzie z Bogiem, czymkolwiek on ci się wydaje, czymkolwiek się trudnisz i jakiekolwiek są twoje pragnienia, w zgiełkliwym pomieszaniu życia zachowaj spokój ze swoją duszą. Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat.

Skomentuj(0)
 
2003-03-18 19:13
 

"To, kogo i jak kochamy, pokazuje, kim jesteśmy."

Skomentuj(4)
 
bo bardzo boli 2003-03-16 21:42
 

Pamientam jak mnie tak bardzo bolalo jak odszedl ze nie moglam nic zrobic. Nawet nie mialam juz sily wtedy plakac, siedzialam tylko wpatrujac sie w jakis punkt i lecialy sobie minuta za minuta. Pilam wtedy duzo wody, nie wiem dlaczego. Ale tysiace litrow wody mineralnej zalewaly moj zoladek. Palilam jednago od drugiego i jak zawsze bralo mnie obrzydzenie po przepaleniu to nagle mogla wypalic trzy paczki papierosow jeden po drugim. W kilka dni schudlam 12 kilo a moje mysli nie istanialy, nie egzystowalam w tym swiecie, nie umialam. Przestalam wtedy mowic i czuc... chociaz moze nie do konca, bo wiedzialam ze mnie boli.  Lezalam i patrzylam w sufit i myslalam ze juz nie zyje, bo nie ma sensu dalej zyc... i nagle pomyslalam ze tak sie nie da. Ze to co mam jest tak cholernie wazne, ze jedno niepowodzenia, albo seria upadkow nie moze przekrescic wszystkiego.... wstalam. Bardzo powoli zaczelam sie oswajac ze swiatam. Zobaczylam ze swieci slonce i jak nigdy bylam nim zachwycona. Potem zaczelam zauwazac takie proste rzeczy i coraz bardziej uczylam sie je pielegnowac. Czulam jak by mnie ktos roztrzaskal na kawalki a ja sie sama musze poskladac do kupy.  Na to zeby sie w calosci pozbiarac potrzebowalam prawie 2 lat.  Przez dwa lata nie pozwolilam nikomu sie do mnie zblizyc ani mnie dotknac bo za kazdym razem balam sie ze znowu mnie zaboli....  Teraz juz jest dobrze. Chociaz trafilo sie jszcze kilka dziwnych sytuacji po drodze to jakos wartosciowiej patrze na zycie. Inaczej. Pisze bo jakos tak sie zlozylo ze duzo ludzi mowi ze cierpi. Ja wiem ze to nic nie da jak powiem ze bedzie dobrze.... ale mnie tez bylo kiedys zle a teraz umiem zyc normalnie.  Pewnie to wszystko malo budujace bo swoje trzeba odcierpiec, ale najwarzniejsze jest to zeby uwierzyc ze zawsze jest nadzieja, a to co sie teraz wydaje taka wielka katastrofa moze okazac sie najwiekszym zwyciestwem. Trzeba tylko troche czasu.

Skomentuj(6)
 
2003-03-13 21:39
 

BIEDRONKA  :o)))

Skomentuj(1)
 
cud?? 2003-03-06 10:32
 

Wszystko mi sie wywraca do gory nogami... mam tak nakichane zajec ze nawet spokojnie nie moge sie wy.... wyjsc na spacer znaczy sie. Chyba przegielam jednak z czterema semestrami w jednym i jeszcze studia zaoczne.... no ale coz... cierp cialo kiedy chcialo. Wczoraj maly koszmar. Poszlam do pani doktor, ktora sama mi zaproponowala zebym u niej zdawala egzamin, ze nie bedzie mi robila problemow itp. Czekalam 45 minut az sobie gwiazdy poskladaja zyczenia bo byly imieniny jednaj z grona pedagogicznego.... i co.. dostalam 35 artykulow i dwie ksiazki ..... i to ma byc kurwa nie robienie problemow!!!! Ide czytac boskie rozwazania na temat pedagogiki PRL... nie wiem czy to zniose, ale jak mi sie z tym wszystkim uda to dokonam cudu.

Hołk

Skomentuj(3)

 

LUTY

anioly 2003-02-20 00:54
 

Anioly gdy spadaja

nie wiedza gdzie jest dno

anioly - łatwo zlapac

pulapek na nie znam ze sto

anioly - są naiwne

i zawsze mysla, ze to cale zlo

ominie wlasnie je

dlatego tylko...

anioly - uwiezione

nie widza wokol krat

anioly - kiedy zranic je

nie czuja nawet swoich ran

aniolom skrzydla ploną

a one ciagle jeszcze leciec chca

i w zakochaniu swym

spadaja w niebo az na dno 

 

Skomentuj(3)
 
2003-02-17 12:25
 

Pijemy za lepszy czas
Za każdy dzień, który w życiu trwa
Za każde wspomnienie co żyje w nas
Niech żyje jeszcze przez chwilę

...zycie bywa przewrotne... ja nie chce pamietac kazdego wspomnienia...


Skomentuj(3)
 
wesele i mala rozbieranka 2003-02-17 01:17
 

No i zaobraczkowani... wczoraj bylam na weselu moich przyjaciol ze studiow... tzw Miśków. W kosciele jak to w kosciele, wszystko z powaga.... no moze oprocz panstwa mlodych umierajacych ze smiechu.... no i Aga tak sie zakrecila ze powiedziala ze beirze Macka za zone... ale jak to na slubach bywa, nawieksze jaja nie w kosciele tylko na weselu.  Na poczatku dretwo strasznie, obiad zjedzony, wodka rozdana, zaczyna sie picie. W okolicach dna pierwszej butelki zaczely wylegac na parkiet pary... orkiestra dawala czadu, ale czesc mloda weselnych gosci skupila sie bardziej na piciu niz na tancach.  A ze goscie (zreszta bardzo rozsadnie) zostali uplasowani na z gory obranych pozycjach - co znaczy mniej wiecej t ze mlodzi po prawej stronie sali a starsze pokolenia czyli rodzice, dziadkowie i cale rzesze cioc i wujkow po lewej. Natychmiast powastal teza ze stona lewa napewno wiecej wypila ze juz tanczy wiec musilismy nadgonic.  Nadganianie okazlo sie dosyc proste, gdyz oprocz tego ze co chwile ktos wznosil toast, co chwile ktos stawial wodke przed oczami to jeszcze bylo kilku takich co mialo dbac zeby nikomu nie brakowalo i chodzili i polewali z butelek nie stojacych na stole... bardzo szybko atmosfera sie rozluznila... czesc meska odrzucila krawaty... a czesc damska co miala do odrzucenia.  Caly czas twierdze ze zbior pijanych kobiet w jednym miejscu na dosyc okrojonym terenie jest straszny.... Ruszylismy w tany. Byla mala przeszkoda w postaci sliskiej podlogi... jest szansa ze to moje buty byly sliskie ale wole sie trzymac wersji ze to jednak podloga. Eyrywalam sie do orkiestry zeby z nimi spiewac ale byli malo otwarci na powiekszenie zespolu, wiec musialam spiewac przy stoliku razem z innymi co wypili tyle co ja... No i tak sobie trwalo i trwalo owe wesele, i nagle ktos mocno nawalony wyskoczyl do mikrosfonu i oswiadczyl ze bedzie konkurs. Startowaly w nim dwie pary... z moldych jedna ze starych druga... no i zaczelo sie, trzeba bylo ulozyc jak najdluzsza linie z ubrtan ktore sie ma na sobie...  Szlo kolejno wszystko, buty, skarpetki, spodnie... panie byly mniej skore do robierania, ale staniki i majtki tez poszly... pozostaly jednynie skuienki... meskie koszule zostaly podarte na psaki itd itp.... panowie zostali w samych slipach.  Wygrala para mlodych uczestnikow konkursu. Jednak w pozniejszej rozmowie przy kolejnym toascie, nadmienilam kumplowi ze jest cykor bo sie nei rozebral do konca.... nie trzeba bylo dlugo czekac, zostalam porwana za reke, zaciagnieta sila do magazynu za kuchnia gdzie Tomek tanczac rozebral sie do naga.... musze pwoiedziec ze pierwszy raz przezylam prywatny meski stipitz w magazynie za kuchnia.... trzesienie posladkami doprowadzilo mnie do lez smiechu... cala sytuacja poprostu mnie tak ubawila ze nawet teraz jak o tym mysle to mam usmiech na buzi :o))). Potem okazalo sie z Q z ktorym bylam na weselu w czasie mojego przyjmowania rozrywek i uciech w owym wyzej wspomnianym magazynku, zdazyl sie troche wiecej niz lekko zanietrzezwic z innymi na sali... wiec poszalelismy jeszcze i jeszcze i jeszcze.... mnie odpadalyt nogi od obcasow, suknia z tafty ciagle jakos tak dzwnie sie ukladala ze przeszkadzala mi w chodzeniu (ale chyba to normalne jak sie gubi pion). No i okolo nadrana udalismy sie do lozka bo z lekka bylismy padnieci. Dzisiaj troszke dziwnie sie czuje... kacyk czy cos. Ale jestem z czegos bardzo zadowolona... widzialam na wlasne oczy jak wygldaja szczesliwi ludzie!!! I to jest piekne!!!

Skomentuj(3)
 
gliwice/katowice 2003-02-14 13:26
 

Wreszcie sie troszke zrelaksowalam i porzucilam ksiazki na caly dzien. Pojechalam do Gliwic do mojego przyjaciela.... coprawda bylam tylko kilka godzin ale bardzo sie  ciesze ze sie spotkalismy. Kumpel jechal tam na rozmowe kwalifikacyjna (info dla warszawiakow: rozmowa kwalifikacyjna to to samo co interview) wiec zabram sie z nim. Najpierw oczywiscie zaparkowalismy auto na zakazie pod urzedem miasta, bo jak inaczej sie mam dostac do biura na ul. Zwyciestwa jak tam wszedzie jest  zastawione. Wpadlam nieoczekiwanie do biura agencji reklamowej owego mojego gliwickiego przyjeciela i nie wiem czy ja sobie wieksza przyjemnosc zrobilam tym przyjazdem czy on sie bardziej cieszyl ze mnei zobaczyl :o)). Pogadali my... pogadali, skrytykowalam oczywiscie konstruktywnia aktualny projekt na ekranie grafika i pojechalismy do domku. Zabralismy psa marki suka na spacer i wio do parku :o)). Nigdy nie przestanie mnie fascynowac kolor rzeki Kłodnicy.... i w tym czyms nawet plywaja kaczki i labedzie... ech.... Po spacerku, posiedzilismy chwile w domu i wyruszylismy do greckiej knajki na obiadek. Najwiekszym hitem bylo wino "proszek" pisane z takim apostrofem nad s. 10 groszy kosztuje kieliszek do glownego dania.... i to bylo naprawde dobre wino. Mimo tego ze zapewnialam kelnerke ze zaplace nawet 5 zloty za butelke to nie chciali mi sprzedac :o(( nie wiem gdzie tkwi tajemica 10 groszy i takiego dobrego wina ale mozliwe ze to bylo poprostu wino domowe, bo smakowalo naprawde wspaniale. Potem jeszcze malusi spacerek i papapapa. Pojechalam na imprezke do katowic. Bardzo smieszne jest to ze kelnerzy w Jokerze na stawowaj widuja mnie czesciej niz jacykolwiek kelnarzy w krakowie. Milo spedzilam dzien, naprawde milo, daleko od wszystkiego co jakos mnie przytlacza... w nocy wrocilam do domu.

Skomentuj(3)
 
zepsuta 2003-02-11 02:50
 

....od kiedy wiem ze mam tego francowatego guza to czuje sie jako malo wartosciowa kobieta.... cigle o tym mysle ze jestem jakas wybrakowana.... wiem ze to pierdoly ale jako tak lazi mi ta mysl po glowie.... i chyba naprawde zaczyna mi brakowac kogos kto bedzie na stale  a  nie raz na jakis czas.... chyba wiele zmian we mnie.... nawet nei wiem jakich.... a to przeciez jeszczenei wiosna..... dziwne to wszystko.... i ciagle sie czegos boje.... i cigale i wszedzie to wszechobecne "chyba"....

Skomentuj(5)
 
stary pomiety wiersz 2003-02-07 23:56
 

Trzy zupełnie różne

Zagubione dusze

Na bilbordzie

Życia

Szły samotnie

Każda swoją drogą

Każda z nich

Miała swoje

Wzloty i upadki

Cierpienia

Spotkały się

Na imprezie u Pana Boga

Teraz idą razem

Przeżywając chwile

Ofiarowane im przez

Niego

 

1999

 

P.S. Już nie chadzają razem nigdzie…..

 

Skomentuj(3)
 
zla jestem 2003-02-07 11:02
 

Ale jestem wkurwiona, dosc ze nie moglam spac w nocy to jeszcze jakis pierdolony mlot pneumatyczny warczy mi za oknam od 8 rano!!!! I jak ja mam normalnie egzytowac jak juz wstaje zla?? Oczy mam normalnie zamkniete, ziewam i smęcę sie po pokoju i wcale mi sie nei chce otwierac ksiazek a jutro egzamin :o((.  Ale bede silna... jeszcze tylko 600 stron i bede przygotowana.... ide kuc!

Skomentuj(5)
 
Windmills of your Mind 2003-02-06 18:20
 

 

kocham ta piosenke, muzyka duzo znaczy w moim zyciu.... a do tego mogla bym sie kolysac cal noc..

 

Round like circle in a spiral
Like a wheel within a wheel
Never ending or beginning
On an ever — spinning reel

Like snowball down mountain
Or carnival balloon
Like carousel that’s burning
Running rings around the moon.

Like a clock whose hands are sweeping
Past the minutes of its face
And the world is like an apple
Whirling silently in Space
Like a circle that you find
In the Windmills of your mind.

Like tunnel that you follow
To a tunnel of its own
Down a hollow to a cavern
Where the sun has never shone
Like door that keeps revolving
In a half-forgotten dream
Are the ripples from the pebble
Someone tosses in a stream

Keys that jingle in your pocket
World that jangle in your head
Why does summer go so quickly
Was it something what you said
Livers walk along the shore
And view their footprint in the sand
There’s the sound of distant drumming
Just the fingers of your hand

Pictures hanging in your hallway
And the fragments of this song
Half-remembered names and faces
But to whom does they belong
When you knew that it was over
Where suddenly aware
That the autumn leaves were turning
To the color of her hair.

Like circle in a spiral
Like a wheel within a wheel
Never ending or beginning
On an ever — spinning reel
As the images unwind
Like a circle that you find
In the Windmills of your mind

Pictures hanging in your hallway
And the fragments of this song
Half-remembered names and faces
But to whom does they belong
When you knew that it was over
Where suddenly aware
That the autumn leaves were turning
To the color of her hair.

Like circle in a spiral
Like a wheel within a wheel
Never ending or beginning
On an ever — spinning reel
As the images unwind
Like a circle that you find
In the Windmills of your mind...

Skomentuj(1)
 
dalsze nic 2003-02-06 16:52
 

Narazie robie zastoj w opisywaniu tego co sie dalej dzialo z moimi perypetiami milosnymi.... Roberta nie ma juz prawie rok i od tej pory jakos jestem o wiele bardziej sceptycznie nastawiona do zwiazkow... czasami jest tak ze mi brakuje, nawet bardzo. Obijam sie po scianach pokoju myslac ze chcetnie bym sie poprostu przytulila... a z drugiej strony  tak bardzo sie boje ze ktos mi zrobi znowu krzywde ze paralizuje mnie to w jakichkolwiek dzialaniach. W grudniu wydarzylo sie cos wyjatkowo milego, bylo pieknie, cudownie i zwyczajnie. Bez zbednych nieprawdziwych wyzan, bez klamliwych obietnic.... poprostu bylo pieknie. Zyje tym wspomnieniem i usmiecham sie jak  o tym mysle.  Moze jeszcze sie przydarzy.... chcialabym zeby sie zdarzylo. :o))) o i znowu sie usmiecham :o)))

Skomentuj(2)
 
Robert... cholera wie skad 2003-02-05 01:53
 

Przeszedł czas na rzecz najstraszniejsza. Trzeba opisać kolejny związek a w tym wypadku w zasadzie pseudo związek i stanąć twarzą w twarz ze swoja naiwnością i głupota. Chociaż jak wiadomo moim mechanizmem obronnym jest wyśmiewanie byłych sytuacji trudnych także może ta konfrontacja z własnym debilizmem i potrzeba czułości nawet we mnie wzbudzi, chociaż lekki uśmiech. No wiec Roberta poznałam na tym cholernym czacie, co się na nim zasiedziałam dobre dwa lata. Najpierw gadaliśmy ot tak jak kumple, wiedziałam ze on kogoś ma, ja tez, co chwile kogoś miałam (z racji na brak jakiegokolwiek polotu w rożnych układach damsko – męskich nie opisuje każdego faceta, z którym się spotykałam).  No wiec tak gadaliśmy sobie wieczorkami wygłupiają się na necie. I pewnego dnia, nawet nie wiem jak i kiedy cos nam zaiskrzyło…. Od następnego dnia dostawałam tysiące smsów ze on nie wie, co się stało… ze on nie wie co robić… ze chce tylko mnie itd. itp. No chyba nie musze pisać co czuje zalewana komplementami kobieta i to jeszcze po kilku spotkaniach ze strasznymi kretynami…. Zauroczył mnie. Absolutnie. Potem już było tylko cudownie i cukierkowo…. Taka cukierkowość mnie coraz bardziej przerażała bo nauczona doświadczeniem, wiedziałam ze im wyżej wyjdę tym z większej odległości będę spadała i mocniej obije sobie dupę. No ale na bok poszły wszystkie racjonalne argumenty. Zakochałam się w facecie którego nie widziałam na oczy. Idiotka, tempa idiotka. Najbardziej żałuje tego ze powiedziałam mu ze go kocham, w zasadzie on mnie nauczył tego mówić. To było dla mnie słowo zakazane, trzymałam go dla kogoś szczególnego. Nawet Jacek z którym spędziłam prawie 4 lata tego ode mnie nie usłyszał. Zawsze jakoś wiedziałam ze wystarczy ze to czuje, a mówienie mu tego mogło by jakoś…. No po prostu nie umiem szastać tym słowem. A od Roberta słyszałam kocham co najmniej kilka razy dziennie i tak mnie oswoił z tym słowem ze – to straszne – ale mi spowszedniało. Po wielkich wyznaniach nadszedł czas gdzie młoda zakochana para powinna się spotkać…. I się zaczęło… najpierw ciągi wydarzeń nie pozwalały na n to, potem zaczęłam zauważać jak bardzo mnie okłamuje. Mieszał się w tym co mowi, wiedziałam o tym ale udawałam ze tego nie widzę, wmawiałam sobie ze to nic takiego, ze on to robi po to żebym się nie martwiła… potem było coraz gorzej, znikał, nie odzywał się, wyłączał telefony. Utwierdził mnie w przekonaniu ze ma poważne problemy ze zdrowiem i ze bywa często w szpitalach… odchodziłam od zmysłów denerwując się o niego. Chciałabym wymazać z pamięci to co wtedy przeżyłam. Do tego doszły wszystkie możliwe ploty o mnie na czacie. Nagle facet którego nikt nigdy na oczy nie widział, bo większość z nas się znała i często spotykała, tak opanował ludzi na czacie, że wszyscy zaczęli stać za nim murem. Jak ktos mu mówił ze ja wariuje z nerwow i żeby cos zrobił to się dowiadywał ze jak jest po mojej stronie to…. I wtedy odeszłam z czata. Nagle zobaczyłam na czym to wszystko polega.  Na początku jak nas było mało, i byliśmy zgrana paczka nie było mowy o plotach itp. Spotykaliśmy się często, imprezowalismy, ludzie ze sobą czasem sypiali i nic się złego nie działo. Po prostu byliśmy zgrana paczka…. A potem jak się czat zaczął rozrastać, pojawiło się mnóstwo nowych ludzi to… wszystko się zmieniło. Nagle zobaczyłam jak ludzie egzystują tylko za klawiatura, na czacie wygadany, dusza ogółu a w knajpie na imprezie największą cicha mysz na świecie… w każdym razie nagle wszyscy zaczęli snuć mądrości na temat mojego zycia. Jakieś panienki które minie nawet na oczy nie widziały, stały się ekspertkami od moich kontaktów z facetami. Bo ktoś gdzieś kiedyś widział jak ja się całuję na imprezie pól roku wcześniej z moim kumplem to się okazało ze my zawsze byliśmy razem i ze on się spotykał z dziewczyna a ja z Robertem to tylko bawiliśmy się innymi ludźmi. Inna rzecz… siedzę na koncercie z  kumplem który mi raz życie uratował i wywiózł na wieś jak myślałam ze sobie strzelę w łeb po wyskokach Roberta i on dostaje smsa os takiej suki z czata co jej nikt nie chciał o treści „ale nisko upadłeś, gaje miał każdy a mnie przynajmniej nikt” – to mnie zabolało cholernie. No bo do jasnej cholery dziewica nie jestem ale tez nie puszczam się na lewo i prawo!!! I tak nerwowo upływał czas… w międzyczasie dowiedziałam się że nie jestem taka jedyna rozkochaną do szaleństwa kobietą ….. więcej nas było. A najśmieszniejsze jest to ze jedną to znałam dobrze i za moimi plecami knuła, zapewniając mnie ze ona walczy o to żeby on był ze mną. Aaaa… nawet nie chce mi się pisać. Najpierw rozmawiał z moja mama o tym jakie kwiatki ma kupić, potem chciał mnie przeprowadzać do siebie a potem powiedział że się puszczam na lewo i prawo i że on się pomylił mówiąc mi przez tyle miesięcy że mnie kocha…..  Bardzo to wszystko przeżyłam…. No ale jak można tak ogromnie zaangażować się uczuciowo w kogoś kto nie istnieje realnie? No tylko moja głupota mnie wpakowała w takie problemy.  Mam kolega który ma moc sprawczą sprawdzania we wszystkich ewidencjach wszystkich urodzonych gdzieś ludzi…. Nie mógł patrzeć jak się męczę…. Kumple nawet chcieli go jechać pobić….  Jest tylko jeden mały problem… wedle wszelkich możliwych kartotek… po sprawdzeniu numerów telefonów, połączeń, nazwiska, adresu…. Wszystkiego co mogłam mieć…. Taki człowiek po prostu nie istnieje…. Niegdzie, w żadnych papierach….. Wiem tylko skąd było IP… z dwóch miast niedaleko siebie…. Ale cala reszta jest po prostu duchem…. Czasami jeszcze pisze do mnie ckliwe smsy… przeprasza…. Pyta czy jeszcze pamiętam, wysyła mi moje ulubione aniołki…. Ale nie odpisuje, boje się swoich uczuć…. Mimo tego ze to już pól  roku… nie umiem zapomnieć jak na razie, mam straszne poczucie krzywdy….

Skomentuj(5)
 
Irek z Warszawy 2003-02-03 12:34
 

O Irku juz wspominalam, ale teraz bedzie dokladniej. Poznalismy sie juz na czacie na ktorym rezydowalam jako op, chociaz wtedy jeszcze tego opa chyba nei mialam. No to jest niewazne. W kazdym razie tak swietnie nam sie gadalo ze po kilku dniach stwierdzilismy ze jedziemy na wakacje. Cos mi ejdnak w tym wszystkim jakos tak dziwnie nie pasowalo i on sam kiedys sie wygadal ze ma synka. No wiec ja subtelnie zapytalam o mamusie tego synka, okazalo sie ze juz niemieszkaja ze soba itd. Czekal na mnie na dworcu w Warszawie, nie widzialam wczesnieje jego zdjec ale to byl zdecydowanie wizualnie ideal mezczyzny. Bardzo mi sie podobal... az mi sie kolanka ugiely. Rano mielismy jechac na Mazury... noc nam zleciala na gadaniu i nietylko... ale bylo naprawde calikiem milo. Oprocz tego ze jego zona zadzwonila chyba o 6 rano robiac awantury ze ona zaraz przyjdzie i mi pokarze czyje to jest mieszkanie itp. Zrobilo mi sie niewyobrazalnie zle, niemniej jednek on ja jakos uspokoil... zreszta to dziwne wszystko, bo niby sa w swietnych ukladach, on jej powiedzial ze mnei poznal, ze jedzie ze mna na wakacje, a ona robi takie akcje.... niemniej jednak zwinelismy sie czympredzej i wyruszylismy w kierunku jezior. Przez te kilka dni bylo naprawde milo. Mimo tego ze odrazu wiedzialismy ze zwiazku z tego nie bedzie, bo on sie nie chce wiaza a ja to ja, ja moze bym i chciala ale troche sie go balam, ma dzieciaka, zone na karku i jest pracoholikiem.... wiec poprostu spedzalismy milo czas. Njafajniej bylo jak poszlismy na przeglad kapel weselnych hihhi to byla jazda. Potem wrocilismy do Warszawy, ja odrazu do domu... w zasadzie tesknilam za nim bardzo, bo w jakis dziwny sposob zostawil mi wiele cieplych wspomnien. Potem zaczelo byc mniej kolorowo, jak ja jezdzilam do szkoly do Warszawy on w weekendy byl z synkiem i mielismy malo mozliwosci spotykania sie. Potem mi wyciol w moim mniemaniu lekkie swinstewko, ale jak teraz na to patrze to dobrze ze sie tak stalo. Spotkalismy sie po prawie roku w zasadzie przypadkiem, przy okazji spotkania jak sie okazalo ze wspolnymi znajomymi. Ja wtedy bylam z Robertem. Chociaz to moje bycie nalezalo by wziac w wielki nawias. O Robercie bedzie w innej notce. Ale jak zobaczylam Irka..... najpierw mnie poalilo ze sie utlenil. Moj ideal bruneta pokazal sie jako blond.... Na poczatku jako tak wymijalismy sie spojrzeniami ale potem, juz w zasadzie gadalismy tylko we dwaoje.... nie czekal dlugo z propozycja zebym pojechala do niego na noc i musze szczerze pwoiedziec ze mimo tego ze bylam przekonana ze jestem po uszy zakochana w Robercie to jednak mnie ruszyla ta propozycja. Dla bezpieczenstwa powiedzialam ze juz musze isc i wyszlam jak poparzona z tej knajpki. Od tego czasu spotkalismy sie kilka razy, spotkania byly rozne, ale wszystkie bardzo mile. Kurcze jaki ja mam niuzasadniony sentyment do tego faceta. I jestem pewna ze go idealizuje, bo tak naprawde nie ejst taki wspanialy... ale lubie o nim dobrze myslec jakos zawsze mi to paluje usmiech na twarz. Teraz zeszli sie z zona, i fajnie. Niech bedzie szczesliwy. Zreszta jak widzialam go z synkiem razem.... on kwitnie przy tym dziecku wiec lepiej zeby byli blisko siebie.

Skomentuj(4)
 
Michal z Kielc 2003-02-03 00:27
 

Wlsnie zlapalam wene kontunowania opowiesci o moich mezczyznach..... Opisujac czesc pierwsza zapomnialam o moim pierwszycm chlopaku netowym, Michale z Kielc :o). Stwierdzilam tez ze nei bede sie bawila w same pierwsze literki imion bo sie sama w nich pogubie. Wiec Michala z Kielc poznalam na pierwszym czacie na jakim bylam i do dzisiaj sie tego wstydze czyli interia. No i owy pan najpierw uskutecznial ze mna znajomosc telefoniczna az w koncu nastapilo nasze pierwsze i jedyne spotkanie :o)). W zasadzie bardzo milo to wspominam. Pierwsze moje spotkanie z kims z netu i odrazu takie pwazne, wtedy wydawalo mi sie ze zlapalam Pana Boga za nogi i ze nie wypuszcze. Wtedy pierwszy raz zderzylam sie z tragizmem zwiazkow zawieranych w necie. hahaha ale to mnie teraz bawi. Przyjechal do Krakowa i mial czekac na mnie na dworcu przy rzezbie, ktora jak sie okazalo wlasnie dzien wczesniej usunieto. Wiec biedak krazyl i szukal gdzie jest rzezba ku czci podroznym. Mielismy jechac w gory na weekend zeby sie poznac. Wyobrazalam sobie go jako szczyty mojego wyimaginowanego idealu - a jak ja zaczynalam moja niekoniecznie fajna historie z netem to malo kto mial swoje zdjecia a tymbardziej je wysylal, wiec Michal z Kielc byl tylko obrazem w mojej wyobrazni i dodatkiem do milego glosu slyszanegocodziennie po 22 z jakiejs budki telefonicznej. No jechalam na dworzec i on zadzwonil ze juz jest i nie ma tej rzeby, wiec kazalam mu czekac przed wejsciem. Idac, przyczailam sie za koszem na smieci ale tek sie skubaniec ustawil ze nie moglam zobaczyc jak wyglada..... jak juz doszlam do niego to prawie zemdlalam bo okazalo sie ze moje wyimaginowane myslenie wlasnie runelo w gruzach. Ale wygladu sie nei wybiera, je tez jestem daleka od szerokorozumianych kanonow piekna wiec stwierdzilam ze poprostu chce sie cieszyc tym weekendem i juz. Pojechalismy.... w hotelu pierwsze co zrobil to poszedl spac.... wstal wieczoram a ja przez caly czas sobie sedzialam na balkonie i kurewsko sie nudzilam. Poszlismy na kolacje i w zasadzie bylo milo. Weekend minil niepostrzezenie, nie wydarzylo sie nic co musialabym zaznaczac szczegolnie w moim zyciorysie... ale zgodnie stwierdzilismy ze to jednak chyba nieporozumienie, bo o ile swietnie sie nam gada to jednak nie zaskoczylo w nas t szczegolne "cos". Znajomosc potrwala jeszcze kilka tygodni, tylko juz na innej stopie.. a potem jak wiekszosc... rozlazla sie. Chyba bede pisala w ramach weny za kazdym razem o innym a nie o wszystkich na raz :o)))

Skomentuj(2)
 
wszystko i nic 2003-02-02 18:52
 

Na kazdym zebraniu jest tak ze ktos musi zaczac... :o)) I w kazdym miesiacu na blogu jest dokladnie tak samo. Najfajniesze jest to ze nie mam pojecia co zaczynam.... Nawet nie wiem kiedy zlecialo te szesc miesiecy mojego pisania.... 

W moim zyciu nastapila jakas straszna stagnacja. Ale odkrylam w sobie kilka rzeczy, a w zasadzie wlasnych mechanizmow obronnych... po tym co sie stalo w zeszlym tygodniu myslalam ze zwariuje... ale jak zauwazylam mechanizm wypierania jest u mnie bardzo mocno rozbudowany, moze to kwestia treningu albo co :o)). W kazdym razie pozbieralam sie do kupy i staram sie nie myslec o tym co sie stalo. Zawsze tez mozna to traktowac jako nauke na przyszlosc.... tylko czy te lekcje zycia musza tak bolec? Mo ale dosyc o tym, uzalanie sie nad soba wprawia mnie w bardzo beznadziejny nastroj wiec wole tego unikac.

W kwestii odkryc minionego tygodnia, to zauwazylam i to zupelnie przypadkiem, ze jedna z moich ulubionych knajpek - chociaz trudno nazwac tak jakakaolwiek knejpke bo obecnosc podpisuje w nich bardzo zadko - nie nazywa sie tak jak ja zawsze myslalam ze sie nazywa. Nie wiem skad i dlaczego wbilo mi sie do glowy ze to sie nazywa "wsciekly pies" , wczoraj dojrzalam jak sie mylilam, knajpka nazywa sie "spokojny pies" i przez pol nocy nie moglam sama sie sobie nadziwic skad mi sie wdrukowalo w glowe ze jest wsciekly???? Niemniej jednak jest tam milo i mozna pogadac bo muzyka ma zupelnie przyzwoita glosnosc, a jak czlowiek starzeje sie tak jak ja to nagle zaczyna dominowac romowa z przyjaciolmi nad spiciem sie do bolu w knajpie. Chociaz na plantach tez sie zdarzalo :o)))). Niebywala zalata tej knajpki sa walory estetyczno - wzrokowe, polagajace na braku obecnosc jakiegokolwiek elementu dresu w zasiegu wzroku, a pan stojacy na wejsciu, juz sama swoja soba robi wrazenie "dresy precz od psa" i do tego jest naprawde cholernie sympatyczny, i momo tego ze wyglada jak jakis gosc z powalajacego moje zmysly :oP programu "silacze" to jest bardzo mily,  przyjazny i ma duzy zasob slow.

Skomentuj(3)

gaja : :