Archiwum wrzesień 2004


wrz 04 2004 noc bezsensów
Komentarze: 0

Już dawno nie było tak żebym przepłakując nie przespała całej nocy. A w ostatnim tygodniu było takich nocy sztuk dwie. Wszystko mi się tak na raz zbiera nad głową, dużo, może nawet za dużo stresu. Powinno się napisać jakąś rozprawę, co najmniej doktorską na temat terapeutycznego wpływu bloga na stres. Jak tak buczałam w tą poduszkę to pomyślałam, że jak się wypisze na tym cholernym blogu to będzie mi lepiej bo w końcu zrzucę całe to gówno z siebie. Może łatwiej było wstać i pisać wtedy, ale obawiam się że światło monitora mogłoby mnie zabić. Także buczałam sobie tak z powodu tego, że świat mnie krzywdzi i chociaż starałam się znaleźć racjonalne powody, dlaczego mnie jest gorzej niż innym to nie znalazłam. Brak kasy – to może wkurzyć człowieka, szczególnie jak się nie ma na to żeby się uczyć. Mogłabym spędzać przed książkami całe życie i na każdej kartce odkrywać coś nowego… tylko czy jest w tym jakikolwiek sens? W lipcu dostałam po dupie strasznie, moja największa porażką – nie dostałam się na studia doktoranckie. Ilość kandydatów na miejsce już mnie trochę wycofała, przeszłam przez dwa z trzech etapów…, ale ten trzeci już był poza zasięgiem. Najbardziej boli jak starasz się dać z siebie wszystko a ktoś, kto może nie zrobił nic przychodzi na egzamin i wita się z osobami pilnującymi jak z najlepszym kumplem od wódki i wychodzi po 30 minutach z egzaminu, którego treści nie jesteś w stanie poznać w tym czasie. I to jest najbardziej przykre, że przy takim poziomie etyki, nawet w nauce nie ma miejsca dla ludzi bez kasy albo bez pleców. Pyzatym nie jest źle. Nie były to może moje wymarzone wakacje a tym bardziej wakacje życia, ale na szczęście minęły. Mam taki niedosyt odpoczynku, czuje, że jestem na takich wielkich nerwowych obrotach już długo, za długo. Marzą mi się takie prawdziwe wakacje i żeby zobaczyć palmy. Leżeć nad brzegiem basenu i patrzyć na morze. No cóż może kiedyś się ziści. Pyzatym guz mi znowu zaatakował mój i tak już poturbowany jajnik. Nikomu o tym nie powiedziałam. Nie mogłabym znieść tego, że ktoś się martwi. Nie lubię obarczać ludzi swoja osobą. Ale jest mi źle i jakoś trudno i boje się, że nigdy nie…. Więc ryczę w tą poduszkę już kolejny raz. Nie czuje tego oparcia teraz, nie mam takiego poczucia, że jak spadnę to ktoś mnie podtrzyma. Moja wiara też jest jakby mniejsza. Głupio tak pisać, ale naprawdę jakby mniej ufam Bogu. A może mi się tylko tak wydaje, bo jak tak ryczałam kilka dni temu po tej wizycie u ginekologa to otworzyłam biblie. To była moja pierwsza myśl podczas takiego chujowego nastroju. Ale otwierałam ją ze złością a nie z pokorą, raczej wyzywając boga na pojedynek na słowa. No i powiedział mi: „a więc nigdy nie cofa On nas od swojego miłosierdzia, choć wychowuje przez prześladowanie to jednak nie opuszcza swego ludu”. Ale jak grzebałam w Piśmie, żeby znaleźć coś konkretnego o tych terminach prześladowania to już nie był taki łaskawy. Chciałabym się kiedyś obudzić i cały dzień czuć jak nowo narodzona, nie musieć udawać, że wszystko w porządku a to, że czasami mi się przymdleje to tylko efekt tego, że za szybko wstałam, że ciśnienie za wysokie albo za niskie albo, że zjadłam za małe śniadanie. Swoją drogą sztukę ukrywania własnego stanu zdrowia opanowałam do perfekcji. Zastanawiam się czasami czy ja bym poznała takiego udawacza. Ale jest taka jedna rzecz, która mnie cieszy tak bardzo… najbardziej na świecie ….. J. Martwię się tez moją mamą. Ona za dużo pracuje, za dużo się stara i jakoś tak wychodzi, że nic jej się nie układa. Nie mogę jej pomóc, nie mam ani kasy na łapówki ani żadnych znajomości. Mogę jej tylko mówić, że świat jest niesprawiedliwy i nic nie jest w stanie tego zmienić…, ale to chyba nie zmieni faktu, że ona biedna nie może spać. Kiedyś chyba mocno kopne w dupe te osoby, które tak bardzo podkładają jej kłody pod nogi. Ona może nie jest matką idealną, ale nie zasługuje na takie pomiatanie. A w moim życiu nic nie jest poukładane i staram się nie dawać sobą pomiatać, jestem trochę osłabiona, bardzo wylatują mi włosy, ale nie mam chyba, na co narzekać. Brak pieniędzy jest wkurzający tylko w dwóch przypadkach: 1- jak się ma stos recept w ręku i nie ma szans żeby je wykupić, 2 – jak się widzi w sklepie na półce swój ulubiony dżem figowy za 10 zł. Resztę można jakoś znieść J. Jest tez dużo dobrych stron mojego życia. Chociaż liczba przyjaciół diametralnie spada wraz ze wzrostem wieku to ja mam jednego najlepszego na świecie przyjaciela, i wiem, że zawsze mogę na niego liczyć – a przynajmniej mam taką nadzieje. Dobre jest też to, że mam zwierzaki, którymi się opiekuje, że mam swoje małe fobie, że jak by nie patrzeć mam wspaniałą rodzinę, może troszkę mało zorientowaną, ale wspaniałą, że mogę studiować, jeść śliwki i maliny….. i że jestem.

gaja : :