Komentarze: 2
Wlasnie sie dowiedzialam ze moja kolezanka ze woimi rodzicami miala wypadek samochodowy... jej tata zginol na miejscu... nawet nie wiem co mam robic. Od jakiegos, nawet dluzszego czasu nie mamy ze soba kontaktu ze wzgledu na wiele towarzyskich anoimali i jej problemow ktorymi mnie obarczala. Jej mama miala do mnei ciagla pretensje o to ze jest lakomanka i alkoholiczka... potem kumpela wyszla za maz mimo tego ze prosilam ja zeby poczekala ze slubem bo nawet ze soba nie miezkali.... ale uparla sie bo cchiala sie wyrwac z domu... rozwod byl tak szybko jak i slub, w miedzyczasie poronila dzieciaka... chociaz to taka dosc dziwna sprawa bo ciagle pila i pakowala w siebie leki wiec nei wiem do konca... wiem tylko ze jej mama mnie obwinila za to ze P poronila. Potem miala jeszcze kilka prob samobujczych a ja juz bylam tak zmeczona angazowaniem calej rodziny w ich domowe problemy ze poprostu sie odsunelam. Mialam dosyc telefonow o 4 rano z pratensjami albo w srodku nocy "wlasnei zalylam paczke tego i tego... juz nie bedzie problemow" a jednoczesnie ile razy staralam sie jej pomoc, zaprowadzic do poradni zeby sie wziela w garsc to uciekala albo mnie wyzywala... potem wynosila z domu.... i to wszystko jest zle. Ale nei da sie przekreslic wszystkich lat, przez ktore sie przyjaznilysmy. Od przedszkola. Dwie takie jak to nasza pani w przedszkolu mowila "czarownice". Potem cala szkola podstawowa z lekkimi potknieciami bo zakochalysmy sie w tym samym facecie... teraz to nawet smieszne... potem lazilysmy do LO, ale nei do tej samej klasy.... na poczatku studiow tez bylysmy blisko a potem ona zaczela wariowac i wszystko zaczelo sie psuc.... nie bylam w stanie utrzymac na glowie problemow calej jej rodziny. I sie rozeszlo... po tym jak wpadly mi z matka do domu i sie gonily i wyzywaly kiedy moi rodzice mieli waznych gosci. Poprostu sie wscieklam... Od jej rozwodu niemialymy kontaktu, kilka razy spotkalam ja kolo sklepu, wypalilysm po papierosie i pogadaly na zasadzie.. co u ciebie? a wszystko ok. I tyle. I nawet sie cieszylam ze to sie urwalo, bo naprawde bylo ciezko. A teraz dowiaduje sie ze taka straszna rzecz sie wydarzyla... i nie mam pojecia co mam zrobic. Ona z mama sa w szpitalu, nie wiem w jakim stanie. Jej tata nie zyje..... Jedna chwila i wywraca cale zycie do gory nogami... Nie wiem czy powinnam isc do szpitala. Ani ja ani one nie czuly by sie napewno dobrze w tej ytuacji jak pojawiam sie po ponad 2 latach i mowie.. dziendobry, przykro mi. Z drugiej strony mam takie przekonanie ze czekaja na jakis kontakt, bo tak naprawde wszyscy znajomi przez te ich wariactwa ich opuscili juz dawno. A moje egoistyczne ja , mowi mi ze jak pojde to zostane wciagnieta w nowe rozgrywki... a teraz beda trudniejsze bo tata utrzymywal caly dom, napewno sa jakies oszczednosci... ale nie da sie ciagle zyc z oszczednosci.... moze poprostu powinnam isc na pogrzeb i zloyc kondolencje. Nie wiem, naprawde jest to dla mnie szok.... nie umiem pozbierac mysli.