Komentarze: 0
Odczuwam potrzebę oznajmienia światu, że psycholog też człowiek,
nie prześwietla duszy a i napić się musi.
Tak jak przypuszczałam dzisiejszy dzień był dużo lepszy od poprzedniego. Po oglądaniu „sexu w wielkim mieście” (mężczyzno, jeśli jeszcze tego nie widziałeś a chcesz aspirować kiedykolwiek do szczęśliwego związku to zobacz przynajmniej kilka odcinków) do 6 rano, dzień skrócił mi się o spanie do południa. Jakiś kretyn postanowił zadzwonić do mnie o 9 rano, i to był naprawdę zły pomysł… myślę, że już nie zadzwoni. Wstawanie trwało długo, zresztą niezdrowo jest szybko wstawać.
Dzień zleciał szybko. O 17 miałam spotkanie z koleżanką, po wymienieniu poglądów na temat całowania się w czasie sexu i poza tym czasem, omówieniu kilku ważnych kwestii związanych z chorobami wenerycznymi i wysypkami na penisach, wypiciu jakiejś dziwnej ilości ajerkoniaku z rumem oraz marginalnego przegadania kwestii zawodowo – zarobkowych (bo w tym celu było spotkanie) udałam się do zaprzyjaźnionego klubu kontynuować tak pięknie rozpoczęty wieczór.
Gdzieś zahaczyłam nieco przypadkiem o dwóch panów przy kolacji. Śmiesznie tak czasem pogadać o pierdołach w gronie starych kumpli. Temat sexu i desperacji jednego z nich, skończył się jak zwykle wywodami na temat kogo można zerżnąć i dlaczego a kogo nie. I tym sposobem okazało się, że sąsiadka nawet nie jest tak strasznie brzydka że by się nie dało ale ma chłopaka, że ktośtam to cośtam. W każdym razie, uznałam, że wykształcony mężczyzna w desperacji jest o wiele bardziej żałosny niż kobieta.
No i potem wylądowałam w klubie, gdzie zawsze mogę liczyć na znajomych :)) Może, dlatego że klub jest moich przyjaciół i po prostu tam są. No i temat sexu i wspomnień sięgających 10 lat wstecz zdominował wieczór. I tak w tym gronie w zasadzie każdy z każdym spał, więc puszczalstwo sprzed lat jest tu cechą pozytywna a nie powodem do zaczerwienień.
W każdym razie fajny dzień, fajny wieczór, fajne życie. Czego i Wam życzę.