Komentarze: 0
No i bylo gadania.... przygotowywania.... organizowania.... telefonow..... i.... wszystko..... ale od poczatku. Moja kochana rodzina w znakomitej wiekszosci mi nie znana, zjechala sie na zjazd w czerwcu. Bylo podobno cudownie i wspaniale i licznie bo bylo ponad 100 osob. Bardzo wtedy zalowalam ze nie moglam byz z nimi ale sama wybralam sobie studia w Warszawie a tam mialam wtedy egzaminy.... ale egzaminy i zjazd czerwcowy... mniejsza o to. Najwazniejsze jest ze w czerwcu ustalono "swieto ziemniaka" na 14 wrzesnia.
Atmosfera w domu byla nawet ok. Niemoglam sie doczekac wyjazdu. Ja latalam bo milam do zebrania towarzystwo i spakowanie jedzenia. Oprocz tego gotowalam obiad i cos probowalam posprzatac w domu bo mielismy dwoch gosci, przyjaciela mojej sister i mojego. Tata ma problemy z chodzeniam i zle sie czuje takze chcialam zeby wszystko bylo na cacy. Ale nagle wszystko zaczelo mi uciekac spod kontroli.... Chyba za bardzos ie staram....
Poszlam sie wykompac i spakowac. Tata mial jechac wczesniej z dziadkami, bo byli umowieni z kamieniarzem, ktory ma odnawiac grob, na cmantarzu. Ja z my sister i jej kolegom mielismy tam dojechac. Justyna miala zabrac dziadkow na zlot a ja z tata mialam jechac po mame do Rożnowa. Poprosilam maja kochana siotrzyczke zeby spakowala jedzenia boi ja sie pakuje i prasuje rzeczy. Wczesniej nie moglam tego zrobic bo gotowalam obiad miedzy innymi dla niej. Justyna powiedziala ok i poszla do kuchni. Jak wyszlam z wanny tata juz wyjezdzal. Zeszlam do kuchni zeby zobaczyc co ona tam spakowala i dostalam natychmiastowej kurwicy!!!!! W koszyk piknikowy wrzucone bylo 2 kilo kielbasy dokladnie w stanie w jakim zostala przyniesiona ze sklepu, sloik musztardy i kilka bulek. I tak moja sisotra spakowala jedzenie dla rodziny na weekendowy wyjazd. Myslalam ze dostane szalu!!!! Stalam sobie, zimno jak cholera bo cala mokra i zaczelam wykladac z lodowki to co nalezalo zabrac. Apogeum mojej zlosci nastapilo wtedy kiedy otorzylam szafke zeby wrzucic papierek do smieci i zobaczylam ze jest pelen kosz. A prosilam my sister juz dwa dni wczesniej zeby wyrzucial smieci. No chociaz to moga by zrobic..... wiec zawolalam ja a ona zaczela sie na mnie wydzierac. Ze ona ma gosci, ze nei ma czasu na mieci i ona nie jest od tego. Wiec jak ja wzialam i pizdnelam tymi smieciami..... Zaczelam ryczec. Wpadlam w taka wielka histerie. Zaczelam krzyczec na Justyne. Zbieralam te cholerne smieci..... no obled sie zrobil. Posprzatalam. Ryczalam... a wlasciwie to wylam i rece mi sie tak trzesly bardzo..... i nie moglam zlapac oddechu..... no nie pamietam juz takiej histerii. Spakowalam wszystko ipowiedzialam dosc tego. NIE JADE.
Tata juz pojechal. Ja siadlam u siebie w pokoju, puscialm sobie TGD na caly regulator i siedzialam i ryczalam. Justyna przyszla do mnie zapytac czy jestem gotowa i czemu sie nei zbieram. Oswiadczylam ze ma wzystko spakowane i zeby wsiadala w auto i jechala bo ja sie nei wybieram. Ona powiedziala ze bezemnie nie jedzie. Na to ja ze musi jechac po popierwsze ma do zawiezienia rzeczy dla rodzicow po drugie ma zawiesc dziadkow. Noi ta zaczela wydzwaniac do taty. Tata z babcia do mnie.... babcia mi powiedziala ze mam sie spakowac i jechac i mam to zrobic dla niej i dla taty. Ja powiedzialam ze w koncu raz w zyciu zrobie cos dla siebie i zostane w domu. Nie chcialam zeby mnie ktos prosil zebym jechala, chcialam poprostu zeby juz byli daleko i zebym zostala sama.... i zeby bylo cicho. Ale zadzwonil tata..... moj kochany tatus.... a jak go uslyszalam to jeszcze bardziej o ile to mozliwe sie rozkleilam. I zapytal mnie dlaczego ja go karam za to ze z Jujka cos nei tak..... Jesuuu jak on mogl pomyslec ze ja to robie zeby jemu zrobic na zlosc?? No jak tak mogl?? Zrobilo mi sie jeszczebardziej przykro ale niestety musialam pojechac. Zebralam sie i taka zaryczana i czerwona i trzesaca wpalowalam sie do auta mojej sister i pojechalysmy. Ona starala sie byc mila i zachowywac jak gdyby nigdy nic.... ja nei mailam ochoty nawet powiedziec slowa. I tez bez slowa wysiadlam pod cmentarzem i przesiadlam sie do taty do auta. Pojechalismy po mame.... tata tylko raz mnie zapytal o co poszlo z Justyna... ja sie poplakalam i powiedzialam ze nic. Nie ruszal dalej tematu.... w zasadziew rozmawialismy o niczym a tak naprawde to on rozmawial a ja patrzylam tepo na droge. Chcialam jechac do domu. Do swojego pokoju. Mialam gdzies cala impreze, rodzine itp. Nie chcialam juz tam byc.
Mama siedziala ze znajomymi pod parasolem w jakiejs knajpie nad roznowem. Zawsze lubilam tam jezdzic a wczoraj widok tego miejsca napawal mnie jakims przygnebieniem. Ja..... krolowa pozytywnego myslenia..... nagle stalam sie krolowa przygnebienia. Smutne.
Wrcalismy z mama. Jejku jak ja chcialam wracac do domu.... Ale postanowilam ze jakos to wszystko przezyje, ze bedzie fajnie i wogole.
Dojechalismy.
Tragedia nastapila w momencie jak zeszlam na sale gdzie wszyscy siedzieli i okazalo sie ze nei ma tyle ludzi ile sie zapowiadalo.... a do tego w zasadzie nei ma nikogo z mlodych. Polowa juz zalana prawie w trupa. Wszyscy sie przekrzykuja.... no isnty burdel. Jeszcze nie usiadlam a juz mialam dosc. I wszyscy.... a czyja ty jestes cora? A czemu taka smutna? A napij sie... aaaaa..... kurwa nic tylko spierdalac jak najdalej. Poszlam sie integrowac i poznawac kuzynke Monike.... ale tez smetnie bylo. Wiec stwierdzilam ze pojde spac i to bedzie najlepsze wyjscie. Tak tez zroibilam. Pogadalam sobie z Tym Na Gorze. Wyjasnilismy sobie kilka kwesti... i poszlam spac. Dzisiaj rano na szczescie szybko sie zebralismy i do domq.
W domu jestem szczesliwa.