Najnowsze wpisy, strona 21


wrz 17 2002 kto pamieta Pciucha?
Komentarze: 0

Dzisiaj mam nastruj do dupy. Rano bylam taka radosna apotem wszystko w pysk strzelil..... Postanowilam poprawic sobie humor i odswiezyc mile wspomnia z dziecinstwa..... Tata czytal mi Brombe, pamietacie Pciucha?? :o))))

Pciuch zamieszkuje Czas. To znaczy, że można go zobaczyć tylko wtedy, kiedy się żyje kiedy indziej.
Jeża na przykład możemy zobaczyć dziś. Pciucha wyłącznie jutro albo wczoraj. Dzieje się tak dlatego, że jest on szalenie szybkim, nowoczesnym stworzeniem: wyprzedza nasze czasy dzięki własnemu napędowi rakietowemu.
Pciuchów jest niewielu, około trzydziestu, a nasza historia opowiada o pewnym dzielnym, młodym Pciuchu, który był posiadaczem numeru dwadzieścia cztery.
Tradycyjnie wszystkie Pciuchy pracują na poczcie, ponieważ tam są najbardziej potrzebne. Także Pciuch dwadzieścia cztery był listonoszem do Spóźnionych Przesyłek.
Zdarza się, że do okienka na poczcie podbiega ktoś bardzo zmęczony od szybkiego biegu i woła już od drzwi:
- Proszę pani, proszę pani, chciałbym szybko wysłać wiadomość!
- Proszę bardzo! - odpowiada pani w okienku. - Tu jest blankiet na telegram super-ekstrabłyskawiczny. Na kiedy ma dojść ta wiadomość?
- Na wczoraj - śmieje się ten ktoś z zakłopotaniem. - Zupełnie zapomniałem o imieninach ciotki Patrycji Trąbalskiej, Koszykowa 12 m 5.
- Na wczoraj? - pyta pani w okienku. - Dobrze, zrobimy wszystko, co w naszej mocy.
I wtedy do akcji naczelnik poczty używa Pciucha do Specjalnych Zadań.
- Pciuch dwadzieścia cztery do mnie! - mówi naczelnik.

- Słucham, panie naczelniku - melduje się Pciuch, ale wcale go nie widać, bo zazwyczaj mówi z jutra albo nawet i z pojutrza.
- Proszę o doręczenie tych serdecznych życzeń!
- Na kiedy, panie naczelniku? - pyta Pciuch dwadzieścia cztery, który jest zawsze bardzo dokładny i zapisuje sobie wszystko w notesie.
- Zaraz - mruczy pan naczelnik - dziś mamy wtorek. wczoraj poniedziałek, no, powiedzmy, na zeszłą sobotę.
- Tak jest - odpowiada Pciuch.
- Dacie radę? - pyta naczelnik.
- Oczywiście, panie naczelniku - odpowiada niezłomny Pciuch dwadzieścia cztery o napędzie rakietowym i recytuje z dumą:

-Dzięki swej najwyższej klasie
Pciuch wędrować umie w czasie
I niewielkie ma kłopoty,
Idąc z wtorku do soboty.

- A więc liczę ma was - oświadcza naczelnik i zajmuje się inną ważną sprawą.
Pciuch dwadzieścia cztery nie był jednak tak doświadczonym listonoszem jak inne starsze Pciuchy, chociażby jego rodzice. Tatuś Pciucha, na przykład, otrzymywał bardzo odpowiedzialne Spóźnione Przesyłki i często zdarzało mu się, że musiał podróżować rowerem, żeby móc zdążyć w porę.
A młody Pciuch dostał właśnie od tatusia hulajnogę.
I chociaż rodzice ostrzegali go, żeby nie zabierał hulajnogi do pracy, postanowił spróbować, jak będzie mu szło dostarczanie przesyłek za pomocą hulajnogi. Wskoczył więc na nią raz-dwa i szybciutko pojechał na ulicę Koszykową 12 mieszkania 5, do ciotki Patrycji Trąbalskiej.
A kiedy już był pod drzwiami, przypomniał sobie, że musi sprawdzić termin przesyłki.
- Na kiedy to ma być? - zapytał sam siebie i zajrzał do notesika.
- Ach, na sobotę! A jaki jest teraz dzień? - Niestety, zupełnie zapomniał, że hulajnoga nie ma takiego licznika jak rower Tatusia.
- To nic - pocieszył się Pciuch - poszukam kogoś, kto mi pomoże.
Na dole siedział pan dozorca.
- Proszę pana - zawołał Pciuch - bardzo przepraszam, jaki jest teraz dzień?
- A kto pyta?- zdziwił się pan dozorca.
- Listonosz Pciuch dwadzieścia cztery!
- A to dleczego pana nie widzę, panie listonoszu?
- Ponieważ ja jestem tu wczoraj! - zawołał Pciuch i wyrecytował:

- Dzięki swej najwyższej klasie
Pciuch wędrować umie w czasie
I niewielkie ma kłopoty,
Idąc z wtorku do soboty.

- Aha, wspaniale - ucieszył się pan dozorca - Więc jeśli u mnie jest wtorek, to u pana jest teraz sobota, panie listonoszu.
- Dziękuję bardzo! Właśnie o sobotę mi chodziło - oświadczył Pciuch i wrzucił telegram "Z serdecznymi powinszowaniami z okazji imienin ukochanej Cioteczce Patrycji od siostrzeńca Adasia" do skrzynki na listy, zadzwonił do mieszkania i odjechał na hulajnodze.
- Dziwny ten Adaś - mówiła ciocia Patrycja czytając przez okulary telegram. - Przecież do moich imienin jeszcze cały miesiąc, a on już wysyła życzenia super-ekstrabłyskawiczne. Bardzo dziwny jest ten mój siostrzeniec. Chociaż to miło dostać tak wcześnie serdeczne życzenia. Od razu widać, że o mnie myśli i że lubi swoją starą ciotkę.
A Pciuch dwadzieścia cztery nigdy się nie dowiedział o swojej pomyłce i o tym, że zajechał hulajnogą miesiąc za wcześnie.
Zresztą nigdy więcej taka pomyłka mu się nie zdarzyła dzięki licznikowi zainstalowanemu przez tatusia przy hulajnodze
.

gaja : :
wrz 16 2002 Simone Weil
Komentarze: 0

Nie ma ognia w ugotowanej potrawie,

wiemy jednak, że przesa przez ogień.

gaja : :
wrz 16 2002 POLANDIA
Komentarze: 1

Growing up in the west
I never stood in line nor learned to wait
Never wore shoes not my size
When you grow up in a soft world,
You never learn to be tough and endure
When you grow up in a sweet world
You never learn to handle the bitter
I grew up in a grey life,
I said I grew up in a grey life
Colour looked really attractive,
But it is really the same on the inside
Our wallets get fuller, but our soul gets emptier.
Don't be fooled by what you see
The dream isn't deeper than a moviescreen is thick.


I don't know who was really rich back then
The one wealthy or with character healthy
The one who worries about losing what he has
Or the one who dreams about having

We maybe grew up in different worlds
With other food, with other music with other clothes with other smell
But what is there to talk about now?
The whole world is a tiny village
Hollywoodlies fill our minds
Yeah we eat the same and we speak the same language
Hand in hand back to Babylon

I don't know who is really rich down here
The one wealthy or with character healthy
The one who worries about losing what he has
Or the one who dreams about having
And I don't know no I don't know who is really richdown here
The one in excess or the one without access
POLANDIA POLANDIA POLANDIA POLANDIA

gaja : :
wrz 15 2002 swieto ziemniaka
Komentarze: 0

No i bylo gadania.... przygotowywania.... organizowania.... telefonow..... i.... wszystko..... ale od poczatku. Moja kochana rodzina w znakomitej wiekszosci mi nie znana, zjechala sie na zjazd w czerwcu. Bylo podobno cudownie i wspaniale i licznie bo bylo ponad 100 osob. Bardzo wtedy zalowalam ze nie moglam byz z nimi ale sama wybralam sobie studia w Warszawie a tam mialam wtedy egzaminy.... ale egzaminy i zjazd czerwcowy... mniejsza o to. Najwazniejsze jest ze w czerwcu ustalono "swieto ziemniaka" na 14 wrzesnia.

Atmosfera w domu byla nawet ok. Niemoglam sie doczekac wyjazdu. Ja latalam bo milam do zebrania towarzystwo i spakowanie jedzenia. Oprocz tego gotowalam obiad i cos probowalam posprzatac w domu bo mielismy dwoch gosci, przyjaciela mojej sister i mojego. Tata ma problemy z chodzeniam i zle sie czuje takze chcialam zeby wszystko bylo na cacy. Ale nagle wszystko zaczelo mi uciekac spod kontroli.... Chyba za bardzos ie staram....

Poszlam sie wykompac i spakowac. Tata mial jechac wczesniej z dziadkami, bo byli umowieni z kamieniarzem, ktory ma odnawiac grob, na cmantarzu. Ja z my sister i jej kolegom mielismy tam dojechac. Justyna miala zabrac dziadkow na zlot a ja z tata mialam jechac po mame do Rożnowa. Poprosilam maja kochana siotrzyczke zeby spakowala jedzenia boi ja sie pakuje i prasuje rzeczy. Wczesniej nie moglam tego zrobic bo gotowalam obiad miedzy innymi dla niej. Justyna powiedziala ok i poszla do kuchni. Jak wyszlam z wanny tata juz wyjezdzal. Zeszlam do kuchni zeby zobaczyc co ona tam spakowala i dostalam natychmiastowej kurwicy!!!!! W koszyk piknikowy wrzucone bylo 2 kilo kielbasy dokladnie w stanie w jakim zostala przyniesiona ze sklepu, sloik musztardy i kilka bulek. I tak moja sisotra spakowala jedzenie dla rodziny na weekendowy wyjazd. Myslalam ze dostane szalu!!!! Stalam sobie, zimno jak cholera bo cala mokra i zaczelam wykladac z lodowki to co nalezalo zabrac. Apogeum mojej zlosci nastapilo wtedy kiedy otorzylam szafke zeby wrzucic papierek do smieci i zobaczylam ze jest pelen kosz. A prosilam my sister juz dwa dni wczesniej zeby wyrzucial smieci. No chociaz to moga by zrobic..... wiec zawolalam ja a ona zaczela sie na mnie wydzierac. Ze ona ma gosci, ze nei ma czasu na mieci i ona nie jest od tego. Wiec jak ja wzialam i pizdnelam tymi smieciami..... Zaczelam ryczec. Wpadlam w taka wielka histerie. Zaczelam krzyczec na Justyne. Zbieralam te cholerne smieci..... no obled sie zrobil. Posprzatalam. Ryczalam... a wlasciwie to wylam i rece mi sie tak trzesly bardzo..... i nie moglam zlapac oddechu..... no nie pamietam juz takiej histerii. Spakowalam wszystko ipowiedzialam dosc tego. NIE JADE.

Tata juz pojechal. Ja siadlam u siebie w pokoju, puscialm sobie TGD na caly regulator i siedzialam i ryczalam. Justyna przyszla do mnie zapytac czy jestem gotowa i czemu sie nei zbieram. Oswiadczylam ze ma wzystko spakowane i zeby wsiadala w auto  i jechala bo ja sie nei wybieram. Ona powiedziala ze bezemnie nie jedzie. Na to ja ze musi jechac po popierwsze ma do zawiezienia rzeczy dla rodzicow po drugie ma zawiesc dziadkow. Noi ta zaczela wydzwaniac do taty. Tata z babcia do mnie.... babcia mi powiedziala ze mam sie spakowac i jechac i mam to zrobic dla niej i dla taty. Ja powiedzialam ze w koncu raz w zyciu zrobie cos dla siebie i zostane w domu. Nie chcialam zeby mnie ktos prosil zebym jechala, chcialam poprostu zeby juz byli daleko i zebym zostala sama.... i zeby bylo cicho. Ale zadzwonil tata..... moj kochany tatus.... a jak go uslyszalam to jeszcze bardziej o ile to mozliwe sie rozkleilam. I zapytal mnie dlaczego ja go karam za to ze z Jujka cos nei tak..... Jesuuu jak on mogl pomyslec ze ja to robie zeby jemu zrobic na zlosc?? No jak tak mogl?? Zrobilo mi sie jeszczebardziej przykro ale niestety musialam pojechac. Zebralam sie i taka zaryczana i czerwona i trzesaca wpalowalam sie do auta mojej sister i pojechalysmy. Ona starala sie byc mila i zachowywac jak gdyby nigdy nic.... ja nei mailam ochoty nawet powiedziec slowa. I tez bez slowa wysiadlam pod cmentarzem i przesiadlam sie do taty do auta. Pojechalismy po mame.... tata tylko raz mnie zapytal o co poszlo z Justyna... ja sie poplakalam i powiedzialam ze nic. Nie ruszal dalej tematu.... w zasadziew rozmawialismy o niczym a tak naprawde to on rozmawial a ja patrzylam tepo na droge. Chcialam jechac do domu. Do swojego pokoju. Mialam gdzies cala impreze, rodzine itp. Nie chcialam juz tam byc.

Mama siedziala ze znajomymi pod parasolem w jakiejs knajpie nad roznowem. Zawsze lubilam tam jezdzic a wczoraj widok tego miejsca napawal mnie jakims przygnebieniem. Ja..... krolowa pozytywnego myslenia..... nagle stalam sie krolowa przygnebienia. Smutne.

Wrcalismy z mama. Jejku jak ja chcialam wracac do domu.... Ale postanowilam ze jakos to wszystko przezyje, ze bedzie fajnie i wogole.

Dojechalismy.

Tragedia nastapila w momencie jak zeszlam na sale gdzie wszyscy siedzieli i okazalo sie ze nei ma tyle ludzi ile sie zapowiadalo.... a do tego w zasadzie nei ma nikogo z mlodych. Polowa juz zalana prawie w trupa. Wszyscy sie przekrzykuja.... no isnty burdel. Jeszcze nie usiadlam a juz mialam dosc. I wszyscy.... a czyja ty jestes cora? A czemu taka smutna? A napij sie... aaaaa..... kurwa nic tylko spierdalac jak najdalej. Poszlam sie integrowac i poznawac kuzynke Monike.... ale tez smetnie bylo. Wiec stwierdzilam ze pojde spac i to bedzie najlepsze wyjscie. Tak tez zroibilam. Pogadalam sobie z Tym Na Gorze. Wyjasnilismy sobie kilka kwesti... i poszlam spac. Dzisiaj rano na szczescie szybko sie zebralismy i do domq.

W domu jestem szczesliwa.

gaja : :
wrz 13 2002 mow do mnie........
Komentarze: 1

mów do mnie Panie
chcę słyszeć Cię
przyjąć od Ciebie
co masz dla mnie
nie chcę się chować
lecz w Tobie skryć
w cieniu Twym Panie chcę iść

święty
potężny jesteś Panie nasz
przed Tobą dziś możemy stać
dzięki łasce
nie dzięki nam samym

mate.o/mow do mnie

gaja : :